Tadeusz Ross
Jaka Ty jesteś, Polsko? Co z Ciebie nam zostało?
Z tej mojej, naszej, wspólnej, tak wiele i tak mało.
Gdzie się uczciwość skryła,
gdzie duch Twój, serce, wiara.
Gdzie rozum i dojrzałość, gdzie wina i gdzie kara?
Gdzie są podłości tamy, gdzie chamstwa , hejtu, buty.
Że Ten co czyni dobro, tak łatwo jest opluty.
Gdzie są granice prawa, którego strzegł nasz Orzeł.
Że nić ludzkiego życia przecina się dziś nożem.
Gdzie spokój, szczęście, miłość,
o których kiedyś śniłem.
Nie takiej Polski chciałem, nie taką wymarzyłem.
Fot. z int.
piątek, 25 stycznia 2019
wtorek, 15 stycznia 2019
Twarze
Pieńkowski Antoni
Ogłuszeni lawiną słów, powodzią zdań, nie zawsze pięknych,
Przytłoczeni potokiem niesnasek, dramatycznych zdarzeń,
Dbajmy o to, aby w każdej minucie mijającego dnia,
Zachować to, co najpiękniejsze w rysach naszych twarzy.
Te twarze wszystko o nas mówią, są lustrem.
Tego, co za nami, co przeszło, co rozwiał wiatr po wzgórzach.
Szanujmy to, co kwitnące, piękne, na naszych obliczach,
Bo nie wiadomo, jakie czekają nas jescze wiry i burze.
Historia nas nie rozpieszcza, radość i gniew przynosi.
A i błyskiem piorunu prosto w ziemię nas wgniata.
Niejeden z nas się gubi, kręci w kółeczko.
I nie wie z kim trzymać: z obcoplemieńcem czy z bratem?
Po burzy czas refleksji każe nam siadać do stołu.
Racje swoje i innych delikatnie na szale wagi wykładać.
I od nowa przysłowiowy włos rozszczepiać na czworo.
Roztrząsać, co lepsze: uległość, bunt, a może nawet i zdrada?
Dysputy o zmroku, kiedy sen na powieki nam spada,
Kończymy jak najrychlej, bijąc się w piersi, że od dziś dopiero,
Będziemy czujni, mądrzy, wyrozumiali dla innych,
Kiedy wicher historii niespodziewanie nam we wrota zawieje.
Dzień się kończy i każdy nad łóżkiem parasol rozpina,
Swoich własnych myśli. Chroni ich przed innymi, otula.
Zaciera ręce z radości. Zasypia przekonany, że tylko on,
Jest najwspanialszy, najmądrzejszy na tej ziemskiej kuli.
A skoro świt miecza dosięgnie, będzie z purpurą na twarzy,
Wycinał przy samej ziemi czyjeś zdanie podobno niesforne.
Po zapałki chwyci, pożar ognisty wznieci, aby tych, co
Wczoraj inne zdanie mieli, żywym wypalić ogniem.
Zgliszcza szybko wiatr rozniesie, rozrzuci, gdzie pieprz rośnie.
A wtedy po latach nowy Neron się na salonach objawi,
I naród zamilczy, przygaśnie, przykucnie na ziemi.
Usta otworzy, będzie czekał, co ten nowy władca sprawi.
Grabarze ognistych płomieni historii rzucą się do swoich zajęć.
Zacierając ręce z uciechy z racji takich zdarzeń.
Będą z zapałem tych, co wczoraj myśleli chociażby odrobinę inaczej,
Gorącym ogniem, aż do ostatnich korzonków, wypalać.
A później rzeka słów spłynie na nas jak powódź.
Zahuczy jak nagle wzbierający wodospad wydarzeń.
A wtedy w każdej płynącej powoli sekundzie i minucie,
Starajmy się zachować to, co najpiękniejsze: szlachetne rysy naszych twarzy.
Fot. z int.
Ogłuszeni lawiną słów, powodzią zdań, nie zawsze pięknych,
Przytłoczeni potokiem niesnasek, dramatycznych zdarzeń,
Dbajmy o to, aby w każdej minucie mijającego dnia,
Zachować to, co najpiękniejsze w rysach naszych twarzy.
Te twarze wszystko o nas mówią, są lustrem.
Tego, co za nami, co przeszło, co rozwiał wiatr po wzgórzach.
Szanujmy to, co kwitnące, piękne, na naszych obliczach,
Bo nie wiadomo, jakie czekają nas jescze wiry i burze.
Historia nas nie rozpieszcza, radość i gniew przynosi.
A i błyskiem piorunu prosto w ziemię nas wgniata.
Niejeden z nas się gubi, kręci w kółeczko.
I nie wie z kim trzymać: z obcoplemieńcem czy z bratem?
Po burzy czas refleksji każe nam siadać do stołu.
Racje swoje i innych delikatnie na szale wagi wykładać.
I od nowa przysłowiowy włos rozszczepiać na czworo.
Roztrząsać, co lepsze: uległość, bunt, a może nawet i zdrada?
Dysputy o zmroku, kiedy sen na powieki nam spada,
Kończymy jak najrychlej, bijąc się w piersi, że od dziś dopiero,
Będziemy czujni, mądrzy, wyrozumiali dla innych,
Kiedy wicher historii niespodziewanie nam we wrota zawieje.
Dzień się kończy i każdy nad łóżkiem parasol rozpina,
Swoich własnych myśli. Chroni ich przed innymi, otula.
Zaciera ręce z radości. Zasypia przekonany, że tylko on,
Jest najwspanialszy, najmądrzejszy na tej ziemskiej kuli.
A skoro świt miecza dosięgnie, będzie z purpurą na twarzy,
Wycinał przy samej ziemi czyjeś zdanie podobno niesforne.
Po zapałki chwyci, pożar ognisty wznieci, aby tych, co
Wczoraj inne zdanie mieli, żywym wypalić ogniem.
Zgliszcza szybko wiatr rozniesie, rozrzuci, gdzie pieprz rośnie.
A wtedy po latach nowy Neron się na salonach objawi,
I naród zamilczy, przygaśnie, przykucnie na ziemi.
Usta otworzy, będzie czekał, co ten nowy władca sprawi.
Grabarze ognistych płomieni historii rzucą się do swoich zajęć.
Zacierając ręce z uciechy z racji takich zdarzeń.
Będą z zapałem tych, co wczoraj myśleli chociażby odrobinę inaczej,
Gorącym ogniem, aż do ostatnich korzonków, wypalać.
A później rzeka słów spłynie na nas jak powódź.
Zahuczy jak nagle wzbierający wodospad wydarzeń.
A wtedy w każdej płynącej powoli sekundzie i minucie,
Starajmy się zachować to, co najpiękniejsze: szlachetne rysy naszych twarzy.
Fot. z int.
Pytania
Antoni Pieńkowski
Każdego dnia boksujemy się z codziennością,
Aż coś w komórkach mózgu bije na alarm.
Coś nas pyta dyskretnie; - Po co to wszystko?
Przecież wszystko wyblaknie, zwietrzeje jutro rano?
Przyjdą inni i rzucą nas na chichot historii,
Postawią na inną nową kartę.
Obstawią się przepisami. Wymyślą nowe bon - moty.
Strażników wczesnym świtem postawią na wartę.
A nam, cośmy boksowali się z życiem,
Pozostanie jedynie bolesna, krzycząca rana.
I to szukanie odpowiedzi na dręczące pytanie: - Po co?
Które spokojnie spać nie będzie długo pozwalać.
Fot. z int.
Każdego dnia boksujemy się z codziennością,
Aż coś w komórkach mózgu bije na alarm.
Coś nas pyta dyskretnie; - Po co to wszystko?
Przecież wszystko wyblaknie, zwietrzeje jutro rano?
Przyjdą inni i rzucą nas na chichot historii,
Postawią na inną nową kartę.
Obstawią się przepisami. Wymyślą nowe bon - moty.
Strażników wczesnym świtem postawią na wartę.
A nam, cośmy boksowali się z życiem,
Pozostanie jedynie bolesna, krzycząca rana.
I to szukanie odpowiedzi na dręczące pytanie: - Po co?
Które spokojnie spać nie będzie długo pozwalać.
Fot. z int.
sobota, 12 stycznia 2019
Jak się dotyka szczęścia...?
Aleksandra Baltisser
Prawda pierwsza
to wybór
przekonania i postawa.
Prawda druga
to szukanie dziur
i pozytywna sztuka działania.
Prawda trzecia
bądźmy sobą
i nie zmieniajmy nikogo.
Prawda czwarta
to nie tylko uczucia,
dlatego błędy
to prawda piąta,
kto miłuje innych
to sercem wybacza...
Prawda kolejna
traktuj innych dobrze,
byś wracała zadowolona
ze szczęściem w ręce...
Fot. z int.
Prawda pierwsza
to wybór
przekonania i postawa.
Prawda druga
to szukanie dziur
i pozytywna sztuka działania.
Prawda trzecia
bądźmy sobą
i nie zmieniajmy nikogo.
Prawda czwarta
to nie tylko uczucia,
dlatego błędy
to prawda piąta,
kto miłuje innych
to sercem wybacza...
Prawda kolejna
traktuj innych dobrze,
byś wracała zadowolona
ze szczęściem w ręce...
Fot. z int.
Szczęśliwe ludy
Adam Asnyk
Szczęśliwe ludy, gdy im w górze świeci
Wolnej ojczyzny widoma potęga,
Co darząc blaskiem najuboższe dzieci,
W podziemie nędzy i boleści sięga.
Szczęśliwe kraje, gdzie pokoleń praca
Nie idzie w niwecz wśród gromów i burzy,
Lecz gdzie czyn wszelki ojczyznę wzbogaca
I gdzie myśl każda jej tryumfom służy.
Szczęśliwe ludy i szczęśliwe kraje,
Gdzie geniusz wodza, bohatera męstwo
I żywot, który w ofierze oddaje,
Wielkim ideom zapewnia zwycięstwo.
Tam nawet nędzarz, którego w proch zetrze
Zawziętość losu, głowę wznosi śmiało,
Gdyż w pierś wciągając rodzinne powietrze,
Oddycha szczęściem narodu i chwałą.
Fot. z int.
Szczęśliwe ludy, gdy im w górze świeci
Wolnej ojczyzny widoma potęga,
Co darząc blaskiem najuboższe dzieci,
W podziemie nędzy i boleści sięga.
Szczęśliwe kraje, gdzie pokoleń praca
Nie idzie w niwecz wśród gromów i burzy,
Lecz gdzie czyn wszelki ojczyznę wzbogaca
I gdzie myśl każda jej tryumfom służy.
Szczęśliwe ludy i szczęśliwe kraje,
Gdzie geniusz wodza, bohatera męstwo
I żywot, który w ofierze oddaje,
Wielkim ideom zapewnia zwycięstwo.
Tam nawet nędzarz, którego w proch zetrze
Zawziętość losu, głowę wznosi śmiało,
Gdyż w pierś wciągając rodzinne powietrze,
Oddycha szczęściem narodu i chwałą.
Fot. z int.
Na dzień dobry
Czesław Miłosz
Czasem wiatr zdmuchnie
Smutek przelotny,
Ciepłym tchnieniem znów dłonie ogrzeje,
I przegoni wszystkie kłopoty,
Więc dziękuję wiatrowi, że wieje.
Czasem deszcz o szyby zadzwoni,
Mokra trawa kroplami lśni,
Łzami łatwiej tęsknotę zasłonić,
Więc dziękuję deszczowi za łzy.
Czasem słońce w gonitwie do lata
Znowu ogród barwami roznieci,
Pozapala iskry na kwiatach,
Więc dziękuję słońcu, że świeci.
No, a czasem się do mnie uśmiechniesz,
Znikną smutki szaro- niebieskie,
Stoisz w progu i słońce masz w oczach,
Więc dziękuję Ci za to , że jesteś...
Fot. z int.
Czasem wiatr zdmuchnie
Smutek przelotny,
Ciepłym tchnieniem znów dłonie ogrzeje,
I przegoni wszystkie kłopoty,
Więc dziękuję wiatrowi, że wieje.
Czasem deszcz o szyby zadzwoni,
Mokra trawa kroplami lśni,
Łzami łatwiej tęsknotę zasłonić,
Więc dziękuję deszczowi za łzy.
Czasem słońce w gonitwie do lata
Znowu ogród barwami roznieci,
Pozapala iskry na kwiatach,
Więc dziękuję słońcu, że świeci.
No, a czasem się do mnie uśmiechniesz,
Znikną smutki szaro- niebieskie,
Stoisz w progu i słońce masz w oczach,
Więc dziękuję Ci za to , że jesteś...
Fot. z int.
Szczęście
Leopold Staff
Widzisz ten lasu pas na widnokręgu,
Śniący w marzeniu mgły złotobłękitnej,
W takim cudownym dla rąk niedosięgu
I jeno oczom tęskniącym uchwytny?
Tam dal kojarzy ślub ziemi i nieba,
Któremu czarem nic nie może sprostać...
To tak jak szczęście, co iść doń nie trzeba,
Jeżeli szczęściem ma zawsze pozostać...
Fot. z int.
Widzisz ten lasu pas na widnokręgu,
Śniący w marzeniu mgły złotobłękitnej,
W takim cudownym dla rąk niedosięgu
I jeno oczom tęskniącym uchwytny?
Tam dal kojarzy ślub ziemi i nieba,
Któremu czarem nic nie może sprostać...
To tak jak szczęście, co iść doń nie trzeba,
Jeżeli szczęściem ma zawsze pozostać...
Fot. z int.
Biały wiersz
Jan Brzechwa
Pewno już będę nieśmiertelny,
Jeśli przez ciebie nie umarłem;
Oto jest prawda mego życia,
Którą mi pisał wiatr na czole.
Tak było dawniej: białe dłonie
Kładłaś na białych mych powiekach,
Dzieje te bliskie, choć dalekie,
Dzisiaj wspominam białym wierszem.
Lecz z rymem, tak jak niegdyś z tobą,
Tylko na krótko się rozstaję:
Powraca ptak do swego gniazda,
A noc do snu, a sen do powiek.
Niechaj twe serce odpoczywa
W moim spokoju, w mojej ciszy;
Byłaś niewierna mnie i sobie,
Gdy przybywałaś na nizinach.
Teraz powracasz dniem i nocą
Z drogi dalekiej chociaż z bliska,
Do ust przyciskam twoje smutki,
Twoje pomyłki, twoje winy...
Dopiero teraz, ukochana,
Możemy spojrzeć sobie w oczy
Jak w dwa zwierciadła przeciwległe
Zamykające nieskończoność.
Fot. z int.
Pewno już będę nieśmiertelny,
Jeśli przez ciebie nie umarłem;
Oto jest prawda mego życia,
Którą mi pisał wiatr na czole.
Tak było dawniej: białe dłonie
Kładłaś na białych mych powiekach,
Dzieje te bliskie, choć dalekie,
Dzisiaj wspominam białym wierszem.
Lecz z rymem, tak jak niegdyś z tobą,
Tylko na krótko się rozstaję:
Powraca ptak do swego gniazda,
A noc do snu, a sen do powiek.
Niechaj twe serce odpoczywa
W moim spokoju, w mojej ciszy;
Byłaś niewierna mnie i sobie,
Gdy przybywałaś na nizinach.
Teraz powracasz dniem i nocą
Z drogi dalekiej chociaż z bliska,
Do ust przyciskam twoje smutki,
Twoje pomyłki, twoje winy...
Dopiero teraz, ukochana,
Możemy spojrzeć sobie w oczy
Jak w dwa zwierciadła przeciwległe
Zamykające nieskończoność.
Fot. z int.
Agonia
Jan Brzechwa
Od dnia wcielenia mego śmierć mi przesłania drogę,
Aż tak nawykłem do niej, że umrzeć już nie mogę,
Jeno wieczyście konam i w tym konaniu trwam.
Skąd wziąłem się na świecie - już nie pamiętam sam.
Jest we mnie zgrzyt ostatni wszystkiego, co przemija,
I klęska jest - nie moja, i rozpacz jest - niczyja;
Nad każdym zamieraniem staję jak czarny mnich,
Spoglądam w mgły niebytów siebie nie widząc w nich.
Rozpływam się, rozpylam - niech mnie zawieje zdmuchną!
Jest we mnie jesień liści i drzew umarłych próchno,
Chłód dnia uchodzącego, nocy śmiertelny nów...
Zatracam się, przemijam na to, by powstać znów.
Jestem radością żagli oddychających burzą,
Ich walką i zagładą, gdy w głębinach się zanurzą,
Gdy zdarte i przemokłe jak niepotrzebny łach,
Całują wiekuiście dna zamyślony piach.
Jestem ostatnim tchnieniem zachodzącego słońca,
Które codziennie kona i kona tak bez końca,
I oczom się wydaje, gdy na przyziemiu tkwi.
Czerwonym napomknieniem o mej zakrzepłej krwi.
Jestem przydrożną męką, kurzawą znojnej perci,
W stu bytach pogrążonym żebrakiem jednej śmierci,
Gdy zasłuchany w świata niepowściągliwy zew,
Konam na przekór sobie i żyję Bogu wbrew.
I jeno grób gościnny krzyk moich ust oniemia,
Bo wiem, że nikt nie będzie kochał mnie tak jak ziemia,
Co zawsze woła, nęci i wciąga mnie w swój cień,
I czeka na mój powrót jak na weselny dzień.
Fot. z int.
Od dnia wcielenia mego śmierć mi przesłania drogę,
Aż tak nawykłem do niej, że umrzeć już nie mogę,
Jeno wieczyście konam i w tym konaniu trwam.
Skąd wziąłem się na świecie - już nie pamiętam sam.
Jest we mnie zgrzyt ostatni wszystkiego, co przemija,
I klęska jest - nie moja, i rozpacz jest - niczyja;
Nad każdym zamieraniem staję jak czarny mnich,
Spoglądam w mgły niebytów siebie nie widząc w nich.
Rozpływam się, rozpylam - niech mnie zawieje zdmuchną!
Jest we mnie jesień liści i drzew umarłych próchno,
Chłód dnia uchodzącego, nocy śmiertelny nów...
Zatracam się, przemijam na to, by powstać znów.
Jestem radością żagli oddychających burzą,
Ich walką i zagładą, gdy w głębinach się zanurzą,
Gdy zdarte i przemokłe jak niepotrzebny łach,
Całują wiekuiście dna zamyślony piach.
Jestem ostatnim tchnieniem zachodzącego słońca,
Które codziennie kona i kona tak bez końca,
I oczom się wydaje, gdy na przyziemiu tkwi.
Czerwonym napomknieniem o mej zakrzepłej krwi.
Jestem przydrożną męką, kurzawą znojnej perci,
W stu bytach pogrążonym żebrakiem jednej śmierci,
Gdy zasłuchany w świata niepowściągliwy zew,
Konam na przekór sobie i żyję Bogu wbrew.
I jeno grób gościnny krzyk moich ust oniemia,
Bo wiem, że nikt nie będzie kochał mnie tak jak ziemia,
Co zawsze woła, nęci i wciąga mnie w swój cień,
I czeka na mój powrót jak na weselny dzień.
Fot. z int.
środa, 9 stycznia 2019
Pożegnanie
Tadeusz Boy - Żeleński
Skąd tu temat wziąć do nowej piosenki?
Skłopotany wzrok wodzę tu i tam;
Wtem zapachną mi bzów rozwite pęki
Gdzieś z ogródka hen, i już temat mam;
Niech dziś refren mój wiosna sama nuci,
Niech rozprószy smęt mych jesiennych lat,
Niech młodości mej tętno mi przywróci,
Niech mi od niej w krąg się rozciepli świat.
Dość już piosnce mej jałowych konceptów,
Wspólnych naszych głupstw zbrzydł mi pusty gwar,
Niech dziś nuta jej drży od cichych szeptów,
W rytmach jej niech gra pocałunków żar.
Cóż mi wreszcie są wasze wielkie sprawy?
Obmierzł mi na szczęt własnych słówek spryt;
Dałem może wam parę chwil zabawy,
Wy nawzajem mnie, więc jesteśmy quitte.
Tych niewiele dni, które mi zostały,
Zanim zacznie świat czcić mój siwy włos,
Wolę klecić już wdzięczne madrygały,
W służbie pięknych dam stroić lutni głos;
A gdy z czasem, ach, zwykła rzeczy kolej,
Przyjdzie na mnie to, co się musi stać
Choć z kretesem już będę vieux ramolli,
W nowej piosnce tej mniej to będzie znać...
Fot. z int.
Skąd tu temat wziąć do nowej piosenki?
Skłopotany wzrok wodzę tu i tam;
Wtem zapachną mi bzów rozwite pęki
Gdzieś z ogródka hen, i już temat mam;
Niech dziś refren mój wiosna sama nuci,
Niech rozprószy smęt mych jesiennych lat,
Niech młodości mej tętno mi przywróci,
Niech mi od niej w krąg się rozciepli świat.
Dość już piosnce mej jałowych konceptów,
Wspólnych naszych głupstw zbrzydł mi pusty gwar,
Niech dziś nuta jej drży od cichych szeptów,
W rytmach jej niech gra pocałunków żar.
Cóż mi wreszcie są wasze wielkie sprawy?
Obmierzł mi na szczęt własnych słówek spryt;
Dałem może wam parę chwil zabawy,
Wy nawzajem mnie, więc jesteśmy quitte.
Tych niewiele dni, które mi zostały,
Zanim zacznie świat czcić mój siwy włos,
Wolę klecić już wdzięczne madrygały,
W służbie pięknych dam stroić lutni głos;
A gdy z czasem, ach, zwykła rzeczy kolej,
Przyjdzie na mnie to, co się musi stać
Choć z kretesem już będę vieux ramolli,
W nowej piosnce tej mniej to będzie znać...
Fot. z int.
Kiedy mówisz
Ks. Jan Twardowski
Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij, popatrz
spadają z obłoków
małe , wielkie szczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz
Fot. z int.
Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij, popatrz
spadają z obłoków
małe , wielkie szczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz
Fot. z int.
Jak się nazywa
Ks. Jan Twardowski
Jak się nazywa to nie nazwane
jak się nazywa to co uderzyło
ten smutek co nie łączy
a rozdziela
przyjaźń lub inaczej miłość
niemożliwa
to co biegnie naprzeciw a było
rozstaniem
wciąż najważniejsze co
przechodzi mimo
przykrość byle jaka jak chłodny
skurcz w piersi
ta straszna pustka co graniczy
z Bogiem
to , że jeśli nie wiesz dokąd iść
sama cię droga poprowadzi
Fot. z int.
Jak się nazywa to nie nazwane
jak się nazywa to co uderzyło
ten smutek co nie łączy
a rozdziela
przyjaźń lub inaczej miłość
niemożliwa
to co biegnie naprzeciw a było
rozstaniem
wciąż najważniejsze co
przechodzi mimo
przykrość byle jaka jak chłodny
skurcz w piersi
ta straszna pustka co graniczy
z Bogiem
to , że jeśli nie wiesz dokąd iść
sama cię droga poprowadzi
Fot. z int.
Ja kocham ciebie!
Leopold Staff
Jak tchu dla piersi, tak mi ciebie brak!
W pochmurnym niebie
Przeciąga w siną dal wędrowny ptak.
Niech leci, niech spieszy!
Niech się serce me pocieszy,
Że choć on mknie ku tej stronie,
Gdzie wyciągam tęskne dłonie,
Rozpaczliwie beznadziejne dłonie...
Ja kocham ciebie!
Niech o tym powie ci przelotny wiew,
Co w sen kolebie
Samotne szczyty cichych, smutnych drzew.
Niech leci, niech wieści,
Że w tęsknocie i boleści
Nie mógł uśpić mojej duszy,
Co się męczy w pustce, w głuszy,
W rozpaczliwie beznadziejnej głuszy...
Fot. z int.
Jak tchu dla piersi, tak mi ciebie brak!
W pochmurnym niebie
Przeciąga w siną dal wędrowny ptak.
Niech leci, niech spieszy!
Niech się serce me pocieszy,
Że choć on mknie ku tej stronie,
Gdzie wyciągam tęskne dłonie,
Rozpaczliwie beznadziejne dłonie...
Ja kocham ciebie!
Niech o tym powie ci przelotny wiew,
Co w sen kolebie
Samotne szczyty cichych, smutnych drzew.
Niech leci, niech wieści,
Że w tęsknocie i boleści
Nie mógł uśpić mojej duszy,
Co się męczy w pustce, w głuszy,
W rozpaczliwie beznadziejnej głuszy...
Fot. z int.
Bez Ciebie...
Halina Poświatowska
Bez Ciebie jak
bez uśmiechu
niebo pochmurnieje
słońce
wstaje tak wolno
przeciera oczy
zaspanymi dłońmi
dzień -
szeptem
modlę się do uśpionego nieba
o zwykły chleb miłości
Fot. z int.
Bez Ciebie jak
bez uśmiechu
niebo pochmurnieje
słońce
wstaje tak wolno
przeciera oczy
zaspanymi dłońmi
dzień -
szeptem
modlę się do uśpionego nieba
o zwykły chleb miłości
Fot. z int.
Fotografia
Maria Pawlikowska Jasnorzewska
Gdy się miało szczęście,
które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to - to jest bardzo mało...
Fot. z int.
Gdy się miało szczęście,
które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to - to jest bardzo mało...
Fot. z int.
A my jak dzieci
Jonasz Kofta
Wiosennej burzy zielona grzywa
Horyzont smuży, bruki obmywa
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Skaleczy serce bolesna drwina
Świat się nie kończy i nie zaczyna
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Oby nam dane było najwięcej
Otwarte oczy i czułe serce
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Jest frasobliwa radość istnienia
Kto nie przeżywa świata nie zmienia
A my naprzeciw
A my z nadzieją
A my jak dzieci
Niech nas wyśmieją
My pomachamy do nich
Z daleka
Tak długa droga jeszcze nas czeka
Fot. z int.
Wiosennej burzy zielona grzywa
Horyzont smuży, bruki obmywa
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Skaleczy serce bolesna drwina
Świat się nie kończy i nie zaczyna
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Oby nam dane było najwięcej
Otwarte oczy i czułe serce
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Jest frasobliwa radość istnienia
Kto nie przeżywa świata nie zmienia
A my naprzeciw
A my z nadzieją
A my jak dzieci
Niech nas wyśmieją
My pomachamy do nich
Z daleka
Tak długa droga jeszcze nas czeka
Fot. z int.
Love story
Jonasz Kofta
Ona i On
To była miłość prosta
Złączł ich los
I jedno słowo - zostań
Wierzyli w to
Że razem będą żyć
Wierzyli w to
Ona i On
Znaleźli, ocalili
Ten czysty ton
Co każe się nie mylić
Że Ona, On
Dla siebie są
Wierzyli w to
Wierzyli w to
Że nieśmiertelni są
Gdy miłość trwa
Silniejsza jest niż zło
Ochrania ich
Spokojny dom
Aż ich znalazła noc
Pośrodku dnia pobladłych
Ją
Zabrała nagle
Zabrała ją
Zabrała noc
Ona i On
To było szczęście wielkie
Ją zabrał mrok
Ja falo dłoń - muszelkę
Słowa tracą sens
Bo śmierć i miłość
Już poza nimi jest
W milczeniu jest
Gdy słowa gasną
Nie pytaj czemu
Los chciał to odebrać im
Daj ciszy zasnąć
Niech otuli ich jak dym
...Historii kres
I kilka tych niemądrych łez...
...
Nie wstydź się łez...
Fot. z int.
Ona i On
To była miłość prosta
Złączł ich los
I jedno słowo - zostań
Wierzyli w to
Że razem będą żyć
Wierzyli w to
Ona i On
Znaleźli, ocalili
Ten czysty ton
Co każe się nie mylić
Że Ona, On
Dla siebie są
Wierzyli w to
Wierzyli w to
Że nieśmiertelni są
Gdy miłość trwa
Silniejsza jest niż zło
Ochrania ich
Spokojny dom
Aż ich znalazła noc
Pośrodku dnia pobladłych
Ją
Zabrała nagle
Zabrała ją
Zabrała noc
Ona i On
To było szczęście wielkie
Ją zabrał mrok
Ja falo dłoń - muszelkę
Słowa tracą sens
Bo śmierć i miłość
Już poza nimi jest
W milczeniu jest
Gdy słowa gasną
Nie pytaj czemu
Los chciał to odebrać im
Daj ciszy zasnąć
Niech otuli ich jak dym
...Historii kres
I kilka tych niemądrych łez...
...
Nie wstydź się łez...
Fot. z int.
wtorek, 8 stycznia 2019
Milczenie
Jonasz Kofta
Więcej
Milczenia
Milczenia
Milczenia
Odejdźcie wszyscy
Mnie potrzeba ciszy
Nie pragnę słońca
Nienawidzę cienia
A on z uporem wciąż mi towarzyszy
Gdzie mam się schronić
W jakiej osobności
W tym świecie bujnym w błache zachwycenia
Więcej
Milczenia
Milczenia
Milczenia
Tylko ta mowa przystoi miłości
Fot. z int.
Więcej
Milczenia
Milczenia
Milczenia
Odejdźcie wszyscy
Mnie potrzeba ciszy
Nie pragnę słońca
Nienawidzę cienia
A on z uporem wciąż mi towarzyszy
Gdzie mam się schronić
W jakiej osobności
W tym świecie bujnym w błache zachwycenia
Więcej
Milczenia
Milczenia
Milczenia
Tylko ta mowa przystoi miłości
Fot. z int.
poniedziałek, 7 stycznia 2019
Perspektywa
Wisława Szymborska
Minęli się jak obcy,
bez gestu i słowa,
ona w drodze do sklepu,
on do samochodu.
Może w popłochu
albo roztargnieniu
albo niepamiętaniu,
że przez krótki czas
kochali się na zawsze.
Nie ma zresztą gwarancji,
że to byli oni.
Może z daleka tak,
a z bliska wcale.
Zobaczyłam ich z okna,
a kto patrzy z góry,
ten najłatwiej się myli.
Ona zniknęła za szklanymi drzwiami,
on siadł za kierownicą
i szybko odjechał.
Czyli nic się nie stało
nawet jeśli stało.
A ja, tylko przez moment
pewna, co widziałam,
próbuję teraz w przygodnym wierszyku
wmawiać Wam, Czytelnikom,
że to było smutne.
Fot. z int.
Minęli się jak obcy,
bez gestu i słowa,
ona w drodze do sklepu,
on do samochodu.
Może w popłochu
albo roztargnieniu
albo niepamiętaniu,
że przez krótki czas
kochali się na zawsze.
Nie ma zresztą gwarancji,
że to byli oni.
Może z daleka tak,
a z bliska wcale.
Zobaczyłam ich z okna,
a kto patrzy z góry,
ten najłatwiej się myli.
Ona zniknęła za szklanymi drzwiami,
on siadł za kierownicą
i szybko odjechał.
Czyli nic się nie stało
nawet jeśli stało.
A ja, tylko przez moment
pewna, co widziałam,
próbuję teraz w przygodnym wierszyku
wmawiać Wam, Czytelnikom,
że to było smutne.
Fot. z int.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Wisława Szymborska
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?
Chciałbym ich zapytać,
czy nie pamiętają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
Jakieś " przepraszam" w ścisku?
Głos " pomyłka" w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.
Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?
Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.
Fot. z int.
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?
Chciałbym ich zapytać,
czy nie pamiętają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
Jakieś " przepraszam" w ścisku?
Głos " pomyłka" w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.
Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?
Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.
Fot. z int.
Cień
Wisława Szymborska
Mój cień jak błazen za królową.
Kiedy królowa z krzesła wstanie,
błazen nastroszy się na ścianie
i stuknie w sufit głupią głową.
Co może na swój sposób boli
w dwuwymiarowym świecie. Może
błaznowi źle na moim dworze
i wolałby się w innej roli.
Królowa z okna się wychyli,
a błazen z okna skoczy w dół.
Tak każdą czynność podzielili,
ale to nie jest pół na pół.
Ten prostak wziął na siebie gesty,
patos i cały jego bezwstyd,
to wszystko, na co nie mam sił
- koronę, berło,płaszcz królewski.
Będę, ach, lekka w ruchu ramion,
ach, lekka w odwróceniu głowy,
królu, przy naszym pożegnaniu,
królu, na stacji kolejowej.
Królu, to błazen o tej porze,
królu, położy się na torze.
Fot. z int.
Mój cień jak błazen za królową.
Kiedy królowa z krzesła wstanie,
błazen nastroszy się na ścianie
i stuknie w sufit głupią głową.
Co może na swój sposób boli
w dwuwymiarowym świecie. Może
błaznowi źle na moim dworze
i wolałby się w innej roli.
Królowa z okna się wychyli,
a błazen z okna skoczy w dół.
Tak każdą czynność podzielili,
ale to nie jest pół na pół.
Ten prostak wziął na siebie gesty,
patos i cały jego bezwstyd,
to wszystko, na co nie mam sił
- koronę, berło,płaszcz królewski.
Będę, ach, lekka w ruchu ramion,
ach, lekka w odwróceniu głowy,
królu, przy naszym pożegnaniu,
królu, na stacji kolejowej.
Królu, to błazen o tej porze,
królu, położy się na torze.
Fot. z int.
Nic dwa razy
Wisława Szymborska
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi byłobyło, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
Fot. z int.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi byłobyło, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
Fot. z int.
Klucz
Wisława Szymborska
Był klucz i nagle nie ma klucza.
Jak dostaniemy się do domu?
Może ktoś znajdzie klucz zgubiony,
obejrzy go - i cóż mu po nim?
Idzie i w ręce go podrzuca
jak bryłkę żelaznego złomu.
Z miłością, jaką mam dla ciebie,
gdyby to samo się zdarzyło,
nie tylko nam: całemu światu
ubyłaby ta jedna miłość.
Na obcej podniesiona ręce
żadnego domu nie otworzy
i będzie formą, niczym więcej,
i niechaj rdza się nad nią sroży.
Nie z kart, nie z gwiazd, nie z krzyku pawia
taki horoskop się ustawia.
Fot. z int.
Był klucz i nagle nie ma klucza.
Jak dostaniemy się do domu?
Może ktoś znajdzie klucz zgubiony,
obejrzy go - i cóż mu po nim?
Idzie i w ręce go podrzuca
jak bryłkę żelaznego złomu.
Z miłością, jaką mam dla ciebie,
gdyby to samo się zdarzyło,
nie tylko nam: całemu światu
ubyłaby ta jedna miłość.
Na obcej podniesiona ręce
żadnego domu nie otworzy
i będzie formą, niczym więcej,
i niechaj rdza się nad nią sroży.
Nie z kart, nie z gwiazd, nie z krzyku pawia
taki horoskop się ustawia.
Fot. z int.
Zakochani
Wisława Szymborska
Jest nam tak cicho, że słyszymy
piosenkę zaśpiewaną wczoraj:
" Ty pójdziesz górą, a ja doliną... "
Chociaż słyszymy - nie wierzymy.
Nasz uśmiech nie jest maską smutku,
a dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I nawet więcej, niż są warci
niekochających żałujemy.
Tacyśmy zadziwieni sobą,
że cóż nas bardziej zdziwić może?
Ani tęcza w nocy.
Ani motyl na śniegu.
A kiedy zasypiamy,
w śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen,
bo się budzimy z niego.
Fot. z int.
Jest nam tak cicho, że słyszymy
piosenkę zaśpiewaną wczoraj:
" Ty pójdziesz górą, a ja doliną... "
Chociaż słyszymy - nie wierzymy.
Nasz uśmiech nie jest maską smutku,
a dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I nawet więcej, niż są warci
niekochających żałujemy.
Tacyśmy zadziwieni sobą,
że cóż nas bardziej zdziwić może?
Ani tęcza w nocy.
Ani motyl na śniegu.
A kiedy zasypiamy,
w śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen,
bo się budzimy z niego.
Fot. z int.
W banalnych rymach
Wisława Szymborska
To duża radość: kwiat przy kwiecie,
konary drzew na czystym niebie,
ale jest większa: jutro środa,
będzie na pewno list od ciebie,
i jeszcze większa: drży koperta,
jak śmiesznie czytać w plamach słońca,
i jeszcze większa: tylko tydzień,
już tylko cztery dni do końca,
i jeszcze większa: to walizka
zamknęła się, gdy klękłam na niej,
i jeszcze większa: jeden bilet
na siódmą, tak, dziękuję pani,
i jeszcze większa: w taśmie okna
krajobraz mknie za krajobrazem,
i jeszcze większa: ciemniej, ciemno,
w ten wieczór już będziemy razem,
i jeszcze większa: drzwi otwieram,
i jeszcze większa: gdy za progiem,
i jeszcze większa: kwiat przy kwiecie.
- Czemu kupiłeś taaakie drogie?
Fot. z int.
To duża radość: kwiat przy kwiecie,
konary drzew na czystym niebie,
ale jest większa: jutro środa,
będzie na pewno list od ciebie,
i jeszcze większa: drży koperta,
jak śmiesznie czytać w plamach słońca,
i jeszcze większa: tylko tydzień,
już tylko cztery dni do końca,
i jeszcze większa: to walizka
zamknęła się, gdy klękłam na niej,
i jeszcze większa: jeden bilet
na siódmą, tak, dziękuję pani,
i jeszcze większa: w taśmie okna
krajobraz mknie za krajobrazem,
i jeszcze większa: ciemniej, ciemno,
w ten wieczór już będziemy razem,
i jeszcze większa: drzwi otwieram,
i jeszcze większa: gdy za progiem,
i jeszcze większa: kwiat przy kwiecie.
- Czemu kupiłeś taaakie drogie?
Fot. z int.
czwartek, 3 stycznia 2019
Warum
Broniewski Władysław
Miła, ja nie mam słów,
a miałem dość ich.
Nie wiem, skąd bierze się znów
ten lęk radości,
czemu znów serce drży
jak wtedy wiosną,
a łzy zabłysły jak bzy,
co w Polsce rosną.
Tkliwość. I morza szum.
I noc, co milczy.
Na Schumannowskie "Warum?" -
twój szept: " Najmilszy!..."
I trzebaż było tych mąk
i tej rozpaczy,
gdy dwoje splecionych rąk
tak wiele znaczy?
Fot. z int.
Miła, ja nie mam słów,
a miałem dość ich.
Nie wiem, skąd bierze się znów
ten lęk radości,
czemu znów serce drży
jak wtedy wiosną,
a łzy zabłysły jak bzy,
co w Polsce rosną.
Tkliwość. I morza szum.
I noc, co milczy.
Na Schumannowskie "Warum?" -
twój szept: " Najmilszy!..."
I trzebaż było tych mąk
i tej rozpaczy,
gdy dwoje splecionych rąk
tak wiele znaczy?
Fot. z int.
O tamtej...
Stanisław Baliński
Z tamtą było kapryśnie i było niepewnie,
Gdy prosiłeś o serce, drwiła z ciebie płocha,
A gdy chciałeś porzucić, wzywała cię rzewnie,
Trudno ją było lubić, trzeba było kochać.
Ta nigdy nie jest zmienna i nie jest powiewna,
Ma uśmiech pogodniejszy i słowa łaskawsze,
Możesz jej ufać wiernie, nie zdradzi - rzecz pewna,
A kiedy powie słowo, dotrzymuje zawsze.
Tamta mnie opuściła, tamtej nie ma ze mną,
Ta przyszła i uściskiem objęła serdecznie,
I chociaż mi z nią dobrze i chociaż bezpiecznie,
Za tamtą mi jest smutno, za tamtą ciemno...
Fot. z int.
Z tamtą było kapryśnie i było niepewnie,
Gdy prosiłeś o serce, drwiła z ciebie płocha,
A gdy chciałeś porzucić, wzywała cię rzewnie,
Trudno ją było lubić, trzeba było kochać.
Ta nigdy nie jest zmienna i nie jest powiewna,
Ma uśmiech pogodniejszy i słowa łaskawsze,
Możesz jej ufać wiernie, nie zdradzi - rzecz pewna,
A kiedy powie słowo, dotrzymuje zawsze.
Tamta mnie opuściła, tamtej nie ma ze mną,
Ta przyszła i uściskiem objęła serdecznie,
I chociaż mi z nią dobrze i chociaż bezpiecznie,
Za tamtą mi jest smutno, za tamtą ciemno...
Fot. z int.
Wiśnie
Stanisław Baliński
Kiedy u nas na Litwie
Pierwsza wiśnia zakwitnie,
Pierwsza wiśnia jak płatek marzenia,
Spotykamy się z sobą,
Ze mną ty, a ja z tobą,
Zakochani z pierwszego wejrzenia.
Kiedy potem na drzewach
Pierwsza wiśnia dojrzewa,
Pierwsza wiśnia czerwona i wonna,
To mówimy do siebie,
Do mnie ty, ja do ciebie,
Że ta miłość już będzie dozgonna.
A gdy wreszcie w ogrodzie
Pora wiśni przechodzi,
Razem z nią pryska miłość kapryśnie,
Więc żegnamy się z sobą,
Ze mną ty, a ja z tobą,
A na drogę weź koszyk. To - wiśnie.
Fot. z int.
Kiedy u nas na Litwie
Pierwsza wiśnia zakwitnie,
Pierwsza wiśnia jak płatek marzenia,
Spotykamy się z sobą,
Ze mną ty, a ja z tobą,
Zakochani z pierwszego wejrzenia.
Kiedy potem na drzewach
Pierwsza wiśnia dojrzewa,
Pierwsza wiśnia czerwona i wonna,
To mówimy do siebie,
Do mnie ty, ja do ciebie,
Że ta miłość już będzie dozgonna.
A gdy wreszcie w ogrodzie
Pora wiśni przechodzi,
Razem z nią pryska miłość kapryśnie,
Więc żegnamy się z sobą,
Ze mną ty, a ja z tobą,
A na drogę weź koszyk. To - wiśnie.
Fot. z int.
Fiołki
Baliński Stanisław
Fijołki u nas w lesie nie pachną tak mocno,
Jak te, co zakwitają na parmeńskich targach,
I zakochanych słowa pod niebem północnym
Nie drżą tak niecierpliwie, jak na cierpkich wargach.
Łaskawego Południa, gdzie wszystko jest prostsze,
Gdzie oczy - wyznaniami, usta ciałem płoną,
Gdzie wszystkie, prócz zieleni, barwy są najsłodsze,
U nas właśnie inaczej. U nas jest zielono.
W chłodnej zieleni lasu błądzimy oboje,
Patrz, pierwsze fiołki kwitną w zamrożonej rosie,
Jeszcze lśnią w moich rękach, a już gasną w twoich,
Gdy ci je na dzień dobry daję z drżeniem w głosie.
Dziękujesz, ale w głosie nie słyszę podzięki,
Uśmiechasz się, a smutkiem przyjaźni powiało,
I fiołki opadają na ścieżkę z twej ręki,
Jak słowa niepotrzebne... Tyle z nich zostało.
Ale głos wczesnej wiosny dotąd we mnie dźwięczy,
Jakbym dotąd nie wierzył, żem żądał zbyt wiele;
Taka już być musiała ta miłość młodzieńcza,
Gorzka jak zapach fiołków i chłodna jak zieleń.
Fot. z int.
Fijołki u nas w lesie nie pachną tak mocno,
Jak te, co zakwitają na parmeńskich targach,
I zakochanych słowa pod niebem północnym
Nie drżą tak niecierpliwie, jak na cierpkich wargach.
Łaskawego Południa, gdzie wszystko jest prostsze,
Gdzie oczy - wyznaniami, usta ciałem płoną,
Gdzie wszystkie, prócz zieleni, barwy są najsłodsze,
U nas właśnie inaczej. U nas jest zielono.
W chłodnej zieleni lasu błądzimy oboje,
Patrz, pierwsze fiołki kwitną w zamrożonej rosie,
Jeszcze lśnią w moich rękach, a już gasną w twoich,
Gdy ci je na dzień dobry daję z drżeniem w głosie.
Dziękujesz, ale w głosie nie słyszę podzięki,
Uśmiechasz się, a smutkiem przyjaźni powiało,
I fiołki opadają na ścieżkę z twej ręki,
Jak słowa niepotrzebne... Tyle z nich zostało.
Ale głos wczesnej wiosny dotąd we mnie dźwięczy,
Jakbym dotąd nie wierzył, żem żądał zbyt wiele;
Taka już być musiała ta miłość młodzieńcza,
Gorzka jak zapach fiołków i chłodna jak zieleń.
Fot. z int.
środa, 2 stycznia 2019
I tułając się po stronach...
Katarzyna Duszyńska
I tułając się po stronach
obcych i nieznanych
uwieczniając resztki szczęścia
wiecznie zakazane.
Pozostając w swoim kraju
życie nas wykruszy
nie obroni, a i zgnębi
nikt się też nie wzruszy.
Właśnie drogi i ulice
sklepy i cmentarze
są nam bliższe niż ucieczka
do krainy marzeń.
Własne pola i przestrzenie
zieleń polskich lasów
napawają nasze myśli
pięknem dawnych czasów.
Może Bóg sam twarz swą zakrył,
lub ją wręcz odwrócił,
na zdarzenia w polskiej nacji,
czy się je odwróci?
Fot. z int.
I tułając się po stronach
obcych i nieznanych
uwieczniając resztki szczęścia
wiecznie zakazane.
Pozostając w swoim kraju
życie nas wykruszy
nie obroni, a i zgnębi
nikt się też nie wzruszy.
Właśnie drogi i ulice
sklepy i cmentarze
są nam bliższe niż ucieczka
do krainy marzeń.
Własne pola i przestrzenie
zieleń polskich lasów
napawają nasze myśli
pięknem dawnych czasów.
Może Bóg sam twarz swą zakrył,
lub ją wręcz odwrócił,
na zdarzenia w polskiej nacji,
czy się je odwróci?
Fot. z int.
Subskrybuj:
Posty (Atom)