Henryk Zbierzchowski
Pierwszy śnieg prószy
Srebrzyście, cichutko...
Tonę w tym chrzęście,
Słucham co mi gada.
Jest tak jak szczęście
Ludzkiej duszy:
Trwa krótko,
Taje, przemija, przepada...
Pierwszy śnieg sypie...
Rozwija białe kobierce
Przez szarych pól tęsknotę,
Przez nieskończoność dali -
I moje biedne serce,
Które na szczęścia stypie
Cichą nocą się żali,
Otula w zimną pieszczotę.
Pierwszy śnieg tańczy...
Zasypał od brzegu do brzegu
Wierzby sterczące jak pięście
Z pod śniegu całunnej szaty.
W wichrze, co dmie opętańczy,
Idzie ma dusza po śniegu,
Szukając tej jednej chaty,
Gdzie znów uśmiechnie się szczęście.
Fot. z int.
niedziela, 29 grudnia 2019
piątek, 27 grudnia 2019
Pierwszy śnieg
Zbierzchowski Henryk
Zawsze, gdy spadnie pierwszy śnieg,
Chcę iść przez pola, które w śniegach drzemią.
Naprzód przed siebie, aż na świata brzeg,
Tam, gdzie niebiosa stykają się z ziemią.
Chcę iść przed siebie, odrzuciwszy w tył,
Życie codzienne tak pełne hałasu.
I czuć na twarzy swojej mokry pył,
Śnieżnych okiści, wiszących wśród lasu.
I uciec wreszcie choć na chwilę tam,
Gdzie mię opuści wszystko to co liche.
I w ciszy śniegów będę tylko sam,
Nad głową swoją mając niebo ciche.
Lecz wiem, że chociaż porzucę mój świat,
I spraw, i twarzy ludzkich się wyrzeknę.
Wróg najstraszliwszy pójdzie za mną w ślad,
Przed samym sobą nigdy nie ucieknę.
Fot. z int.
Zawsze, gdy spadnie pierwszy śnieg,
Chcę iść przez pola, które w śniegach drzemią.
Naprzód przed siebie, aż na świata brzeg,
Tam, gdzie niebiosa stykają się z ziemią.
Chcę iść przed siebie, odrzuciwszy w tył,
Życie codzienne tak pełne hałasu.
I czuć na twarzy swojej mokry pył,
Śnieżnych okiści, wiszących wśród lasu.
I uciec wreszcie choć na chwilę tam,
Gdzie mię opuści wszystko to co liche.
I w ciszy śniegów będę tylko sam,
Nad głową swoją mając niebo ciche.
Lecz wiem, że chociaż porzucę mój świat,
I spraw, i twarzy ludzkich się wyrzeknę.
Wróg najstraszliwszy pójdzie za mną w ślad,
Przed samym sobą nigdy nie ucieknę.
Fot. z int.
" W pewnym mieście...
Autor nieznany
W pewnym mieście, przed wiekami,
jak historia ta podaje.
Mieszkał razem z rodzicami,
chłopiec zwany Mikołajem.
Choć nie zaznał biedy w domu,
widział, komu źle się wiedzie.
I pomagał po kryjomu wszystkim,
którzy żyli w biedzie.
Dary nosił im w potrzebie,
pod osłoną ciemnej nocy.
I, nie pragnąc nic dla siebie,
czerpał radość z tej pomocy.
Długo swe uczynki skrywał,
pewny, że go nikt nie śledzi.
Wreszcie kiedyś, jak to bywa,
rozpoznali go sąsiedzi.
Wielką sławę zyskał w mieście,
która niosła go wciąż wyżej.
Aż biskupem został wreszcie,
choć to było przed wiekami.
Każdy o nim dziś pamięta,
bo raz w roku wciąż jest z nami.
Gdy darami czcimy Święta.
Różnie o tym mówią baśnie,
pochodzące z wielu krajów.
Lecz to jest opowieść właśnie
o prawdziwym Mikołaju.
W starożytnej, pięknej Mirze.
Fot. z int.
W pewnym mieście, przed wiekami,
jak historia ta podaje.
Mieszkał razem z rodzicami,
chłopiec zwany Mikołajem.
Choć nie zaznał biedy w domu,
widział, komu źle się wiedzie.
I pomagał po kryjomu wszystkim,
którzy żyli w biedzie.
Dary nosił im w potrzebie,
pod osłoną ciemnej nocy.
I, nie pragnąc nic dla siebie,
czerpał radość z tej pomocy.
Długo swe uczynki skrywał,
pewny, że go nikt nie śledzi.
Wreszcie kiedyś, jak to bywa,
rozpoznali go sąsiedzi.
Wielką sławę zyskał w mieście,
która niosła go wciąż wyżej.
Aż biskupem został wreszcie,
choć to było przed wiekami.
Każdy o nim dziś pamięta,
bo raz w roku wciąż jest z nami.
Gdy darami czcimy Święta.
Różnie o tym mówią baśnie,
pochodzące z wielu krajów.
Lecz to jest opowieść właśnie
o prawdziwym Mikołaju.
W starożytnej, pięknej Mirze.
Fot. z int.
Subskrybuj:
Posty (Atom)