Ludwik Jerzy Kern
Nigdy ja nie byłem, proszę państwa, nazbyt skory,
Do zmieniania ( tak modnego dzisiaj! ) miejsca pracy.
Szefów miałem ja zaledwie kilku do tej pory,
Ale wszyscy razem niedomyślni byli jacyś.
Mimo, że kolejny z nich tak samo jak i pierwszy,
Dość na ogół byli chyba owszem z moich wierszy.
Ja męczyłem się po całych nocach nad tematem,
Myśl starałem się wydobyć z tajnych głębin głowy -
Czy to mroźną zimą, czy też rozpalonym latem,
Wiersz na termin zawsze, jak garnitur, był gotowy.
Kładłem go na biurku, mówiąc: " Proszę Redaktorze! "
I nadzieję mając w sercu,że dziś właśnie może...
Nic jednakże się nie działo, szef utwór przeleciał,
Czasem nawet się uśmiechnął pod nosem łaskawie,
Komplemencik jakiś mruknął w rodzaju " Poeciak! "
I to byłoby już wszystko, z grubsza biorąc, prawie.
A ja stałem i czekałem na ten gest niewielki,
Na tę rękę wędrującą w stronę kamizelki.
W mózgu coś eksplodowało wtedy na kształt bomby,
Szlag mnie trafił jeden duży i malutkie szlaczki -
Och, inaczej, ach, inaczej postępował on by,
Gdybym wannę mu odetkał, albo podał flaczki.
Wiedziałby on dobrze wtedy po co ja tsk stoję,
A z was miałem wielki guzik, biedne wiersze moje.
Tradycyjnie się utarło od Reja pradziada,
I od tego Jana, co miał lipę w Czarnolasie.
Że napiwków za wierszyki dawać nie wypada,
Że wystarczą te pieniążki, co odbierzesz w kasie.
No i tak się nasze losy od tej chwili pletą,
Wszystkim daje się napiwki, tylko nie poetom.
Czy to słuszne jest? - zapytam. - Czy tak być powinno?
Czy tendencja tego typu jest tendencją zdrową?
Czemu mierzyć tych od wierszy miarką trochę inną,
Zwłaszcza dzisiaj, gdy dokoła takie Napiwkowo!
Redaktorze, nie bij zaraz w oburzenia dzwony,
Daj napiwek, a zostaniesz dobrze obsłużony!
Fot. z int.