Jan A. Piszczek
Wieczór, nagle cichy, latarnie uliczne
Gonią światłem prędko znikające cienie,
A ja, nie wiem czemu, gwiazdy znowu liczę,
Szukam dobrej wróżby, która wśród nich drzemie.
Księżyc mi doradza, srebrny szelma stary;
Mów jej o miłości, pisz liryczne wiersze,
To sprawdzony sposób i najlepsze czary,
Roztocz perspektywy, byle były szczere.
Słuchaj, co ci mówię, nim przebrzydła chmura
Ściśnie mnie za gardło i mrokiem zasłoni.
Wtem zza rogu wyszedł, butami zaszurał
Nocny stróż z łysiną błyszczącą na skroni.
Czas do domu wracać, dość błądzenia w nocy.
Mruknął, pewnie do mnie, taka jego praca.
Ja tutaj pilnuję, nikt mi nie podskoczy,
Nikt się tu nie będzie w marzeniach zatracać.
Byłem blisko Ciebie, wyciągnięcie ręki
Miało mi wystarczyć, bym Twe poczuł dłonie.
Muszę odejść zaraz, choć mnie będą dręczyć
Delikatnych pragnień cienie przestraszone.
Cóż, tak zwykle bywa, gdy sięgamy celu,
Że gdzieś ulatuje, zacierając ślady.
I potem błądzimy pośród ścieżek wielu,
Może gdzieś znajdziemy ten cień szczęścia blady.
Fot. z int.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz