poniedziałek, 27 grudnia 2021

Z lasu

     Krzysztof Kamil Baczyński


Las nocą rośnie jak jezior poszum.

Droga kołysze we mchu, we mchu.

Ciężkie kolumny mroku się wznoszą.

Otchłanie puste z ciemności płoszą

krzyk zły, wysoki jak ze snu.

A dołem potok ludzi i wozów

i broni chrzęst we mgle, we mgle.

Spod stóp jak morze wydęte grozą

nieujarzmiona piętrzy się ziemia

i głosy ciemne leżą w przestrzeniach 

jak to, co czeka obce i złe.

Żołnierze smukli. Twarzyczki jasne,

a moce ciemne trą się i gniotą,

lądy się łamią, sypie się złoto

i chyba pancerz ziemi za ciasny

pęka, rozsadza i grzmi, i grzmi.

Twarzyki jasne! Na widnokręgach

armie jak cęgi gną się i kruszą.

O moi chłopcy, jakże nam światy

odkupić jedną rozdartą duszą?

Kochać, a to się wydaje mało,

ginąć - to słabość tylko wyzwolić,

bo nie nadąża chłopięce ciało,

a ciemność stoi i grzmi, i grzmi.

Las nocą rośnie. Otchań otwiera

usta ogromne, chłonie i ssie.

To tak jak dziecko, kiedy umiera,

i tak jak ojciec, który żyć musi.

Przeszli, przepadli; dym tylko dusi

i krzyk wysoki we mgle, we mgle.

                                                     Fot. Bożena M.          

Zima

     Ksawery Sokołowski


Czym zaczyna się zima?

Zmarzniętymi uszyma?

Zawianymi śniegem oczyma?

Bałwanem z brzuchem olbrzyma?

Staruszkiem, którego na przejściu 

dobry nieznajomy podtrzyma?

Zmarzniętym, biednym psem,

co zamarzniętą w misce wodę przetrzyma?

Narciarzem, który na stoku swą pozycję utrzyma?

Mroźnym przeciągiem, co zasłony wydyma?

Gałązką, która ciężar śniegu wytrzyma?

Obietnicą kuligu, którą ktoś dotrzyma?

Zima: To ...... przy choince rodzina.

Zima: To ...... świece, kominek, długie wieczory.

Herbata z goździkami ...... i książki czytane do późnej pory.

                                                              Fot. z int.

Zima

        Józef Czechowicz


Pada śnieg, prószy śnieg,

wszędzie go nawiało.

Dachy białe już są.

Na ulicach biało.

Strojne w biel, w srebrny puch,

latarnie się wdzięczą.

Dziń-dziń-dziń-dziń-

dzwonki sanek brzęczą.

Pada śnieg, prószy śnieg

bielutki jak mleko.

W sklepach gwar, w sklepach ruch:

- Gwiazdka niedaleko!

Jeszcze dzień, jeszcze dwa,

chłopcy i dziewczynki!

Będą stać niby las

na rynku choinki.

                                                       Fot. z int.

Mroźna zima

           Czesław Janczarski


Przypłynęła chmura sina.

Od północy wiatr zacina.

Kot wyjść z domu nie ma chęci.

Coś się tam na dworze święci!

Kraczą wrony na parkanie:

- Jedzie zima, groźna pani!

I już lecą z nieba śnieżki,

zasypują drogi, ścieżki,

pola, miedzę i podwórka,

dach, stodoły, budę Burka.

Kraczą wrony na jabłoni:

- Jedzie zima parą koni!

Mróz ściął lodem brzeg strumyka.

Zając z pola w las pomyka.

Krasnalowi zmarzły uszy,

już spod pieca się nie ruszy!

Kraczą wrony na brzezinie:

- Oj, nieprędko zima minie!

                                                           Fot. z int.

niedziela, 26 grudnia 2021

Pierwsza przechadzka

                 Leopold Staff


Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,

Będziemy stąpać po swych własnych schodach.

Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu,

Lecz wiatr już o tym szepcze po ogrodach.

Nie patrz na smutnych tych ruin zwaliska.

Nie płacz. Co prawda, łzy to rzecz niewieścia.

Widzisz: żyjemy, choć śmierć była bliska.

Wyjdźmy z tych pustych ulic na przedmieścia.

Mińmy bezludne tramwajów przystanki...

Nędzna kobieta u bramy wyłomu

Sprzedaje chude, blade obwarzanki...

Będziemy znowu mieszkać w swoim domu.

Wystawy puste i zamknięte sklepy.

Życie się skryło chyba w antypodach.

Z pudłem grzebyków stoi biedak ślepy...

Będziemy stąpać po swych własnych schodach.

Ty drżysz, od chłodu. Więc otul się szalem.

Bez nóg, bez ramion, w brunatnej opończy

Młodzi kalecy siedzą przed szpitalem.

Widzisz: już pole. Tu miasto się kończy.

Zwalone leżą dokoła parkany,

Dziecko się bawi gruzem na chodniku.

Kobieta pierze w podwórku łachany

I kogut zapiał krzykliwie w kurniku.

Kot się pod murem przeciąga leniwo,

Na rogu człowiek rozmawia z człowiekiem...

Znowu w sklepiku zjawi się pieczywo

I znów zabrzęczą rano bańki z mlekiem.

Przejdą dni ciężkie klęski i rozgromu

I zapomnimy o ranach i szkodach...

Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,

Będziemy stąpać po swych własnych schodach.

                                                                  Fot. z int.                        

Posłanie do nadwrażliwych

         Kazimierz Dąbrowski


Bądźcie pozdrowieni, Nadrażliwi

za waszą czułość w nieczułości świata, 

za niepewność - wśród jego pewności

za to, że odczuwacie innych tak jak siebie samych

zarażając się każdym bólem

za lęk przed światem, jego ślepą pewnością,

która nie ma dna

za potrzebę oczyszczania rąk 

z niewidzialnego nawet brudu ziemi

bądźcie pozdrowieni.

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi

za wasz lęk przed absurdem istnienia

i delikatność niemówienia innym tego

co wnich widzicie

za  niezaradność w rzeczach zwykłych

i umiejętność obcowania z niezwykłością

za realizm transcendentalny 

i brak realizmu życiowego,

Za nieprzystosowanie do tego co jest,

a przystosowanie do tego co być powinno

za to co nieskończone - nieznane - niewypowiedziane

ukryte w nas

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi

za waszą twórczość i ekstazę

za wasze zachłanne przyjaźnie, miłość i lęk

że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed nami.

Bądźcie pozdrowieni

za wasze uzdolnienia - nigdy nie wykorzystane -

( niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli

poznać wielkości tych, co przyjdą po was )

za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować

że jesteście leczeni zamiast leczyć świat

za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę

za niezwykłość i samotność waszych dróg

bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi.

                                                               Fot. z int.

Obrona księżyca

        Antoni Słonimski


Przyjaciel zakochanych, poetów towarzysz,

Rozjaśnia noce nasze wiernie od stuleci.

Z tobą jest, który kochasz, z tobą, który marzysz.

Któż ma bronić księżyca, jeśli nie poeci?

Niech płynie we śnie srebrnym. Czyż ziemi nie starczy

Na wieczny trud Syzyfa i rozpacz Antygon,

Że trzeba tej strzelniczej, pozaziemskiej tarczy,

Co niebo zmienia w rakiet kosmicznych poligon?

Chciwy pożeracz trupów zwierzęcych, chutliwy

Morderca i niszczyciel płodny bez rachunku,

Wiedziony przez natury dwa imperatywy:

Obronę własnej skóry i ciągłość gatunku,

Już rośnie, już się zbroi astralny bohater,

Co Mare Imbrium, ciche Mare Tenebrarum,

Dolinę Herodota i Tychona krater

Napełni bólem ludzkim i ziemskim koszmarem.

Prawo moralne we mnie, a niebo gwiaździste

Nade mną. Cóż, gdy prawo przemocą hańbione.

Niech więc krążą księżyce w biegu nie zmienione

I niech przynajmniej niebo pozostanie czyste.

                                                            Fot. z int.

niedziela, 19 grudnia 2021

Depresja

           Autor nieznany


Czuję jak dobiera się do mnie,

kawałek po kawałku rozbiera.

Chce dotrzeć do samego wnętrza

i tam pozostać na dłużej.

Przeszła już przez pierwsze warstwy skóry,

i wnika głębiej niczym wirus.

Moja bariera ochronna zawiodła,

roztrzaskała się o ziemię.

Moja radość odeszła i nie odwróciła się,

by spojrzeć mi w oczy.

Bezczelna przyszła nie proszona.

Moimi własnymi dłońmi mnie związała.

Moimi własnymi myślami zniewoliła.

Uciekam przed nią, wyganiam ją,

a ona mimo to wraca.

Zawsze mi wierna,

moja depresja.

                                                             Fot. z int.

Kocham w Tobie to zmierzchowe

            Julian Tuwim


Kocham w Tobie

to zmierzchowe.

Zadumanie, zamyślenie.

Kiedy smętnie

schylasz głowę

w wieczorowe patrząc

cienie...

Kocham myśli twe

tajone.

I tęsknotę co ulata.

W nieznajomą jakąś

stronę.

Kiedyś w dal -

na krańce świata...

A choć wiem,

że twa tęsknota.

Szuka róż - na dawnym

grobie,

że do tamtych dni 

ulata...

I to jednak kocham w 

Tobie...

                                                                   Fot. z int.

Zszywam noc....

               Szepty Charlotte


Zszywam noc

nićmi utkanymi ze wspomnień

parzę twoją ulubioną herbatę

piję

każę łzom wyjechać na wakacje

sporo czytam

spotykam cię w każdym akapicie 

zamykam pamiętnik

połykam smutki

wyglądam przez okno

nie chcę cię tam nie widzieć

zawijam się w firankę

teraz tęsknota

na pewno mnie nie znajdzie

siadam na łóżku

nazywam poduszkę twoim imieniem

namiętnie całując powietrze

potem je przeklinam

nie jest tobą

każdy oddech bez ciebie

pozbawiony jest tlenu

powiedz

czy mam nauczyć się nie oddychać?

                                                             Fot. z int.

sobota, 18 grudnia 2021

" Przyszła...

          Autor nieznany


Przyszła mi do głowy

Myśl jesienna

Skąpana w leniwych promieniach

Zachodzącego słońca.

Wtulona w ciepłe wspomnienia dnia

Nie daje mi spokoju

Znikając na chwilę

Wystarczająco długą by zatęsknić

Burząc poukładane latem słowa

Maluje je nowymi barwami.

Żegnając pomarańczowy ogień horyzontu

Kładzie na usta westchnienie zachwytu

Które uwodzi swoim czarem

Bym pozwoliła jej się rozgościć

Do zimy.

                                                             Fot. z int.                                                                    

" Pozwalam myślom...

           Autor nieznany


Pozwalam myślom dryfować bezładnie,

wsłuchuję się w nie uważnie,

szukam sensu.

Zastanawiam się nad wszystkim,

co mnie spotkało. 

Dziś, wczoraj, tydzień temu, 

rok temu, kiedykolwiek.

Nad tym wszystkim, co pozornie

nie miało sensu i ujawniło ten sens nagle,

w jednej chwili, dużo później, w jakiejś

konkretnej sytuacji, będącej

brakującym elementem układanki.

Myślę o marzeniach, które miałam.

O tych, które spełniłam i tych, po

które nigdy nie miałam odwagi sięgnąć.

Czy chciałabym coś zmienić?

Nie. Bo każda zmiana oznaczałaby

rezygnację ze mnie takiej,

jaką jestem dzisiaj.

Spoglądam odważnie w jutro.

Mimo wielu wątpliwości - jest też

wiele rzeczy, których jestem pewna.

Które są i zawsze będą dla mnie

 punktem odniesienia.

Miłość. Spokój. Uważność.

Moje najcenniejsze skarby.

                                                                   Fot. z int.

piątek, 17 grudnia 2021

Oczy

        Krzysztof Jerzy Drozd


Widziałem przygarbionego człowieka

W którego oczach nie było światła

Szedł, jakby nikt już na niego nie czekał

A droga w ciemnościach nie była łatwa. 

Wyglądał, jakby stracił sens życia

Był nieobecny i przygnębiony

Nic do stracenia i nic do zdobycia

W uścisku emocji tak tkwił - uwięziony.

Jak sprawić, by biedny kochany człowiek

Przestał już błądzić w swej samotności

W zmarzniętym sercu rozpalić ogień

Ozdobić dzień momentem radośći.

Wystarczy tylko nieduży gest

Trochę uwagi i życzliwości

By zauważyć po prostu, że jest 

I w oczach zapalić światło miłości.

                                                               Fot. z int.

" Oboje są...

          Autor nieznany


Oboje są przekonani,

że połączyło ich uczucie nagłe.

Piękna jest taka pewność,

ale niepewność piękniejsza.

Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,

nic między nimi nigdy się nie działo.

A co na to ulice, schody, korytarze,

na których mogli się od dawna mijać?

Chciałabym ich zapytać,

czy nie pamiętają -

może w drzwiach obrotowych 

kiedyś twarzą w twarz?

Jakieś " przepraszam " w ścisku?

głos " pomyłka " w słuchawce?

- ale znam ich odpowiedź.

Nie, nie pamiętają.

Bardzo by ich zdziwiło,

że od dłuższego już czasu

bawił się nimi przypadek.

Jeszcze nie całkiem gotów

zamienić się dla nich w los,

zbliżał ich i oddalał,

zabiegał im drogę

i tłumiąc chichot

odskakikwał w bok.

Były znaki, sygnały,

cóż z tego, że nieczytelne.

Może trzy lata temu

albo w zeszły wtorek

pewien listek przefrunął

z ramienia na ramię?

Było coś zgubionego i podniesionego.

Kto wie, czy już nie piłka

w zaroślach dzieciństwa?

Były klamki i dzwonki,

na których zawczasu

dotyk kładł się na dotyk.

Walizki obok siebie w przechowalni.

Był może pewnej nocy jednakowy sen,

natychmiast po zbudzeniu zamazany.

Każdy przecież początek

to tylko ciąg dalszy,

a księga zdarzeń

zawsze otwarta w połowie.

                                                               Fot. z int.

środa, 15 grudnia 2021

Stepy

           Natalia Grzebisz


Pośród strat czasu,

upartych wyrzeczeń,

zetknięć i spotkań

rozbita Twa myśl

przeszkadza Ci skończyć ten dzień.

Potłuczony zmęczeniem,

znużony - brniesz tej cichej nocy,

przez głuche stepy,

puste przestrzenie wciąż niespotkanych słów.

                                                                Fot. z int.

Wierszcze

     Jakobe Mansztajn


najpierw stanęła w drzwiach, tak jak 

się staje do wyjścia, i powiedziała: to pa,

skarbie, a następnie ziemia się osunęła,

tak jak się osuwa ziemia, gdy nic więcej

nie zostaje do stracenia, później długo

lecisz w dół, a później jeszcze dłużej

się podnosisz, gdy jesień wyrywa ci serce,

chodzisz bez serca całą jesień, i ten przeciąg

jest nie do zniesienia, na szczęście

wraz z zimą umiera wrażliwość i później

jest zima, cztery lata po jej wyjściu,

pierwsze przylaszczki kwitną na szybie.

                                                                Fot. z int.

Pragnienie

         Tadeusz Różewicz


Chciałbym dziś mówić tak barwnie i jasno

by dzieci biegały do mnie jak do parku

co w słońcu stoi i światło ma w sobie

Chciałbym dziś mówić tak ciepło i prosto

by starzy ludzie czuli się potrzebni

Chciałbym tak mówić aby moje słowa

przez łzy dotarły do blasku uśmiechów

Chciałbym dziś mówić spokojnie i cicho

by ludzie mogli ze mną odpoczywać 

śmiać się i płakać 

i milczeć i śpiewać

Chciałbym dziś mówić gniewnie i surowo

by odnaleźli zgubione marzenia

Skrzydło, co kiedyś wytrysło z ramienia

Chciałbym nie mówić 

lecz czynić słowami

aby słów moich dotknęli rękami

ludzie

                                                               Fot. z int.

Ona

          Kazimierz Przerwa - Tetmajer


Księżyc wśród białych chmurek, któremi wiatr miota

Światła zmienne, płochliwe wywołując tony;

Oceanu nęcąca, mistyczna ciemnota;

Zorza, co wzrok olśniewa o południu złota;

Nieokreślony blask gwiazdy w wodzie odstrzelonej;

Ranek promienny, ciepły, pogodny, radosny,

Rozkosz ziemi, powietrza, wody i błękitu,

Pełen woni róż, lilij, heliotropu, sosny,

Upajający ranek pierwszego dnia wiosny,

Budzący bezmiar marzeń, tęsknot i zachwytu;

Limba, co nad jeziorem chyli się o zmroku

I spogląda w głąb dumna, cicha, zamyślona,

Wsłuchana w melodyjny, senny szum potoku

I od fali ku gwiazdom mglejącym na stoku

Nieskończonych błękitów patrząca: to Ona.

                                                            Fot. z int.

sobota, 11 grudnia 2021

" Świat jest ładny...

             Halina Poświatowska


Świat jest ładny

to bezsilność uszminkowała świat

do fotografii

śnieg upudrował kiełki konwalii

i drzewa mają wygięte rzęsy

prześwietlone okrągłym księżycem

- świat jest taki ładny -

na ulicy

długi cień latarni

wplątał się w deski płotu

milczącego podłużnie

w bramie - na przekór

skrzypiącym krokom

kwitną pocałunki

słyszysz - dzwonią

jak drzemiące główki konwalii

- świat jest taki ładny -

po drugiej stronie

zamkniętych okien 

                                                                   Fot. z int.

piątek, 10 grudnia 2021

A kiedy będę stary

      Bogdan / setherial


A kiedy przyjdzie ta chwila i będę już

Stary, niedołężny, zmęczony i chory,

Będę czekał na ciebie w fotelu bujanym

i zamknę oczy, i będę cię słyszał

W padającym deszczu i kroplach na szybie,

W spadających liściach twarz twą odkryję na nowo.

W usłyszanych krokach na schodach rozpoznam

Twój krok znajomy. Bo choć odeszłaś, to jesteś

Wciąż przy mnie i wiem że kochałem,

I byłem kochany.

I nie będę żałował gasnących latarni i

Iskierek bycia, bo znów cię spotkam u kresu życia.

Tak chciałbym się zestarzeć przy tobie.

Być tak radosny przy schyłku odejścia,

By mieć świadomość, że kończy się coś pięknego,

Coś, co oświetlało nam nasze bycie,

Bycie ze sobą przez całe życie.

                                                              Fot. z int.

Ważne

          Maciej Wierszycki


Kiedy mówię,

Nie moje mówienie ważne jest,

Ale twoje słuchanie.

Kiedy uśmiecham się do ciebie,

Nie uśmiechanie jest ważne,

Tylko patrzenie twoje.

Kiedy milczę, bo już słów gładkich,

Nie potrafię znaleźć,

To nie milczenie ważne jest,

Ale tej ciszy twoje zrozumienie.

A jeśli dotknąć się ciebie odważę,

To nie dotknięcie jest istotą,

Tylko ten dreszcz,

I to twoje i moje

Pamiętanie.

                                                              Fot. z int.             

środa, 8 grudnia 2021

Kopernik

      Władysław Broniewski


Noc roziskrzona gwiazdami, pogodna -

to pora pracy. Astronom na wieży

patrzy na gwiazdy. Ręka jego chłodna

ujmuje cyrkiel, który wszechświat mierzy.

Wielki Wóz sporo już objechał nieba,

niedługo błyśnie sierp księżyca blady...

Sam przeciw gwiazdom! Odwagi potrzeba

temu, kto wnika w krążące miriady

światów i myślą je mierzy z daleka...

O, Droga Mleczna, Plejady i Wagi!

O, Słońce! Lęka się serce człowieka.

Kopernik szepce: " Odwagi, odwagi! "

Myśl nieulękła ku gwiazdom się zwraca,

szukając prawa, które wszystkim rządzi.

Cyrkiel i karta, rachunek i praca -

tyle wystarcza, by w niebie nie zbłądzić.

Bledną już gwiazdy. Astronom znużony

przymknął powieki, chwilę - zda się - drzemie.

Nagle wprost na Słońce spojrzał i natchniony

zatrzymał Słońce i poruszył Ziemię.

                                                                 Fot. z int.

wtorek, 7 grudnia 2021

Spojrzenie

        Krzysztof Kamil Baczyński


Nic nie powróci. Oto czasy

już zapomniane; tylko w lustrach

zsiada się ciemność w moje własne

odbicia - jakże zła i pusta.

O znam, na pamięć znam i nie chcę

powtórzyć, naprzód znać nie mogę

moich postaci. Tak umieram

z pół - objawionym w ustach Bogiem.

I teraz znów siedzimy kołem,

i planet dudni deszcz - o mury,

i ciężki wzrok jak sznur nad stołem,

i stoją ciszy chmury.

I jeden z nas - to jestem ja,

którym pokochał. Świat mi rozkwitł

jak wielki obłok, ogień w snach

i tak jak drzewo jestem - prosty.

A drugi z nas - to jestem ja,

którym nienawiść drżącą począł,

i nóż mi błyska, to nie łza,

z drętwych jak woda oczu.

A trzeci z nas - to jestem ja

odbity w wypłakanych łzach,

i ból mój jest jak wielka ciemność.

I czwarty ten, którego znam,

który nauczę znów pokory

te moje czasy nadaremne

i serce moje bardzo chore

na śmierć, która się lęgnie we mnie.

                                                            Fot. z int.

Gdybyś kiedyś

           Ewelina Iwaniuk

Gdybyś kiedyś zapomniał, dokąd zmierzasz i po co,

wyszedł z domu bez słowa i nigdy nie wrócił,

będę kotem, co nie wie, co ma zrobić ze sobą,

lub psiakiem przerażonym, co go pan porzucił.

Zwilżając łzami oczy, kiedy nikt nie słyszy,

zrzucając burzę włosów, z nich warkocze plotąc,

gdy nic nie będzie w stanie zmącić mojej ciszy,

myśleć będę o Tobie, przeżarta tęsknotą.

Z krwi mojego serca zrodzisz się na nowo,

lecz moje cierpienie i duszę nikczemną,

jeśli wierzyć mam dziwnym, niespełnionym słowom,

gdy mi obiecywałeś, że zostaniesz ze mną.

                                                           Fot. z int.

wtorek, 30 listopada 2021

" Pośród życia...

         Autor nieznany


Pośród życia, ciągłych dni;

los po prostu sobie drwi.

Daje drogi, daje czas.

Całe życie uczy nas.

Więc dążymy - licho wie.

Wciąż do przodu życie mknie.

Czasem górka, czasem dołek.

Gorzej, gdy na drodze kołek.

Potykamy się czasami.

Wciąż zależni i nie sami.

Słowo wolność bywa też.

Czy jest wolność - przecież wiesz.

Słowa piękne i banały.

W aurze życia jest świat cały.

Coś w tym jest do zrozumienia.

Czas pracuje i nas zmienia.

Kochać życie, dbać o świat.

Pozostawić ludzki ślad

Nie zmienimy życia bo,

ktoś przed nami stworzył go.

Życie nasze krótko trwa.

Los otrzyma, to co da.

Krąg miłości stworzyć trzeba.

Przekaz z ziemi - aż do nieba.

                                                               Fot. z int.

Identyfikacja

  Wisława Szymborska


Dobrze, że przyszłaś - mówi.

Słyszałaś, że we czwartek rozbił się samolot?

No więc właśnie w tej sprawie

przyjechali po mnie.

Podobno był na liście pasażerów.

No i co z tego, może się rozmyślił.

Dali mi jakiś proszek, żebym nie upadła.

Potem mi pokazali kogoś, nie wiem kogo.

Cały czarny, spalony oprócz jednej ręki.

Strzępek koszuli, zegarek, obrączka.

Wpadłam w gniew, bo to na pewno nie on.

Nie zrobiłby mi tego, żeby tak wyglądać.

A takich koszul pełno jest po sklepach.

A ten zegarek to zwykły zegarek.

A te nasze imiona na jego obrączce

to są imiona bardzo pospolite.

Dobrze, że przyszłaś. Usiądź tu koło mnie.

On rzeczywiście miał wrócić we czwartek.

Ale ile tych czwartków mamy jeszcze w roku.

Zaraz nastawię czajnik na herbatę.

Umyję głowę, a potem, co potem,

spróbuję zbudzić się z tego wszystkiego.

Dobrze, że przyszłaś, bo tam było zimno,

a on tylko w tym takim gumowym śpiworze,

on, to znaczy ten tamten nieszczęśliwy człowiek.

Zaraz nastawię czwartek, umyję herbatę,

bo te nasze imiona przecież pospolite -

                                                                Fot. z int. 

Astry

        Adam Asnyk


Znowu więdną wszystkie zioła,

Tylko srebrne astry kwitną,

Zapatrzone w chłodną niebios

Toń błękitną...

Jakże smutna teraz jesień!

Ach, smutniejsza niż przed laty,

Choć tak samo żółkną liście

Więdną kwiaty

I tak samo noc miesięczna

Sieje jasność, smutek, ciszę

I tak samo drzew wierzchołki

Wiatr kołysze

Ale teraz braknie sercu

Tych upojeń i uniesień

Co swym czarem ożywiały

Smutna jesień

Dawniej miała noc jesienna

Dźwięk rozkoszy w swoim hymnie

Bo anielska, czysta postać

Stała przy mnie

Przypominam jeszcze teraz

Bladej twarzy alabastry,

Krucze włosy - a we włosach

Srebrne astry...

Widzę jeszcze ciemne oczy...

I pieszczotę w ich spojrzeniu

Widzę wszystko w księżycowym

Oświetleniu...

                                                                     Fot. z int.

poniedziałek, 29 listopada 2021

Jak nie kochać jesieni...

        Tadeusz Wywrocki


Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,

Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.

Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,

Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,

Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.

Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,

Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,

Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.

Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.

Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.

Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,

Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.

I w swoim majestacie uczy nas pokory.

Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.

                                                                Fot. z int.           

Tyle smutku...

     Sergiusz Jesienin


Tyle jest smutku w naszym wzroku,

Zbyt gorzko przyznać, zbyt boleśnie,

Że tylko i w miedziany spokój

Pozostał nam w tym późnym wrześniu.

Inny odebrał mi spłoszenie

I dreszcz, i ciepło twego ciała...

W sercu, jesiennym nieskończenie,

Cisza się deszczem rozszemrała.

To nic. Przywyknę. Jak pociecha

Zrodziła się ta prawda prosta,

Że nic mnie w życiu już nie czeka,

Tylko ten deszcz i żółty rozkład.

A przecie byłem też zrodzony

Do świeżych barw, do czystych dźwięków...

Jak mało widzę dróg schodzonych,

Jak wiele popełnionych błędów.

Życie... ból... szczęście - mija wszystko...

Śmieszny fatalizm doczesności.

Ogród, jak nieme cmentarzysko,

Usiały brzóz odarte kości.

I my zamażemy, przeszumimy

Na podobieństwo drzew ogrodu.

Próżno więc pragnąć pośród zimy

Kwiatów, co giną z przyjściem chłodu.

                                                               Fot. z int. 

Ojczyzna Szopena

            Stanisław Baliński


Cóż to była za dziwna, romantyczna Pani,

Wszyscy się w niej kochali, umierali dla niej.

Wszyscy cierpieli za nią najdotkliwsze krzywdy,

Nawet ci, co jej oczu nie widzieli nigdy.

Z jej imieniem na ustach w Hiszpanii konali,

Marząc na złotych skałach o Mazowsza polach;

Dla niej w czarnych płaszczach podróżnych zjeżdżali,

Do fosforycznych portów Konstantynopola.

Za nią tęsknili długo po nocach i rankach

Na Dalekim Zachodzie w Ameryki preriach,

I pieśni o niej snuli i o jej kochankach

Zatraconych, zawianych śniegiem na Syberiach.

Mówią im obcy ludzie: - po co cierpieć dla niej,

Tłumaczą: - że nie warto, że jak gwiazda pierzcha,

Ale oni nie słyszą, na śmierć zakochani.

I dalej za nią gonią po lądach, po zmierzchach.

I dalej znoszą dla niej, pod niebem nieszczéścia.

Śmiertelny chłód wygnania na mongolskich mrozach.

I w nowe idą piekło, zaciskając pięści,

Na dno upodleń ludzkich w niemieckich obozach.

I dalej o nią walczą na Norwegii śniegach,

I na piaskach Egiptu w rozpalonym wietrze,

Umierają samotnie w galijskich szeregach,

I w Anglii, wiecznie wolnej, wznoszą się w powietrze.

Wszystko dla niej poświęcą i zniosą w milczeniu

Na przekór wielkim próbom, które los przynosi,

A ona, ranna w serce, bezbronna w cierpieniu,

Niczego od nich nie chce i o nic nie prosi.

Tylko czasami nocą, gdy rozpacz opada,

I gdy Szopen, jak widmo, gra im na pianinie,

Zjawia się, cała w czerni, staje przy nim blada.

I śpiewa do nich cicho - że jest, że nie zginie.

                                                                   Fot. z int.

Życie na poczekaniu

        Wisława Szymborska


Życie na poczekaniu.

Przedstawienie bez próby.

Ciało bez przymiarki.

Głowa bez namysłu.

Nie znam roli, którą gram.

Wiem tylko, że jest moja, niewymienna.

O czym jest sztuka,

zgadywać muszę wprost na scenie.

Kiepsko przygotowana do zaszczytu życia,

narzucone mi tempo akcji znoszę z trudem.

Improwizuję, choć brzydzę się improwizacją.

Potykam się co krok o nieznajomość rzeczy.

Mój sposób bycia zatrąca zaściankiem.

Moje instynkty to amatorszczyzna.

Trema, tłumacząc mnie, tym bardziej upokarza.

Okoliczności łagodzące odczuwam jako okrutne.

Nie do cofnięcia słowa i odruchy,

nie doliczone gwiazdy,

charakter jak płaszcz w biegu dopinany -

oto żałosne skutki tej nagłości.

Gdyby choć jedną środę przećwiczyć zawczasu,

albo  choć jeden czwartek raz jeszcze powtórzyć!

A tu już piątek nadchodzi z nie znanym mi

scenariuszem.

Czy to w porządku - pytam

( Z chrypką w głosie,

bo nawet mi nie dano odchrząknąć za kulisami ).

Złudna jest myśl, że to tylko pobieżny egzamin

składany w prowizorycznym pomieszczeniu. Nie.

Stoję wśród dekoracji i widzę, jak są solidne.

Uderza mnie precyzja wszelkich rekwizytów.

Aparatura obrotowa działa od długiej już chwili.

Pozapalane zostały najdalsze nawet mgławice.

Och, nie mam wątpliwości, że to premiera.

I cokolwiek uczynię,

zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam.

                                                                  Fot. z int.

niedziela, 28 listopada 2021

Nienawiść

              Wisława Szymborska


Spójrzcie, jaka wciąż sprawna,

jak dobrze się trzyma

w naszym stuleciu nienawiść.

Jak lekko bierze wysokie przeszkody.

Jakie to łatwe dla niej - skoczyć, dopaść.

Nie jest jak inne uczucia.

Starsza i młodsza od nich równocześnie.

Sama rodzi przyczyny,

które ją budzą do życia.

Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym.

Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje.

Religia nie religia

byle przyklęknąć na starcie.

Ojczyzna nie ojczyzna -

byle się zerwać do biegu.

Niezła i sprawiedliwość na początek.

Potem już pędzi sama.

Nienawiść. Nienawiść.

Twarz jej wykrzywia grymas

ekstazy miłosnej.

Ach, te inne uczucia -

cherlawe i ślamazarne.

Od kiedy to braterstwo

może liczyć na tłumy?

Współczucie czy kiedykolwiek

pierwsze dobiło do mety?

Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą?

Porywa tylko ona, które swoje wie.

Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.

Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni.

Ile stronic historii ponumerowała.

Ile dywanów z ludzi porozpościerała

na ilu placach, stadionach.

Nie okłamujmy się:

potrafi tworzyć piękno.

Wspaniałe są jej łuny czarą nocą.

Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.

Trudno odmówić patosu ruinom

i rubasznego humoru

krzepko sterczącej nad nimi kolumnie.

Jest mistrzynią kontrastu

między łoskotem a ciszą,

między czerwoną krwią a białym śniegiem.

A nade wszystko nigdy jej nie nudzi

motyw schludnego oprawcy

nad splugawioną ofiarą.

Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.

Jeżeli musi poczekać, poczeka.

                                                                       Fot. z int.        

środa, 24 listopada 2021

Wybacz

         Autor nieznany


Przepraszam cię za miłość 

Wyznaną tak pośpiesznie

I że mamroczę przez sen

I mam zbyt miękkie serce

Przepraszam cię najmocniej

Bo przyszła wiosna, słońce

A ręce mam zbyt chłodne

Tak pełne gorzkich wspomnień

Przepraszam, że gdy milczę

Cisza wypełnia przestrzeń

Choć mógłbym wołać ciebie

Ubarwiać ten świat wierszem

Przepraszam cię za siebie

I moje wątpliwości

Bo jestem nieszczęśliwy:

Nie umiem rzec już prościej

                                                                 Fot. z int.

" Wrażliwe dusze...

            Kasia Kosmal


Wrażliwe dusze kroczą po cienkim lodzie

niosąc ogromny bagaż emocji

Czują każdym fragmentem skóry

ocierają się o codzienność raniąc serce

Wrażliwe dusze wypłakały już wszystkie łzy

dostępne w pakiecie od życia

Cierpią więc milcząc

i podkulając pod siebie smutek

Wrażliwe dusze są jak motyle

delikatne, ulotne i bardzo ostrożne

Boją się zranić innych

więc nadstawiają drugi policzek - 

na wszelki wypadek 

Wrażliwe dusze potrzebują błękitu nieba i słońca

a życie serwuje im zwykle burze i sztormy

Przypominają piórko tańczące na wietrze

niesione na oddechach tych, którzy zawiedli

                                                                 Fot. z int.